Krystyno, nie denerwuj matki

Nie wiem jak to się stało, że trafiłam na Krystynę i jej mamę Michalinę. Chyba przypadek. Wiedziona moim instynktem macierzyńskim szukałam ludzi i ich przeżyć związanych z byciem mamą. Chciałam podglądać ich rodzinne życie i trochę napawać się tymi małymi stópkami, tymi wszystkimi cudownymi momentami, które każdy rodzic chce zatrzymać w pamięci na zawsze. I trochę popatrzeć, jak to jest być mamą. 

Poczucie humoru Michaliny nie zawsze szło w parze z moim. Odkąd instagram stał się bardziej popularny, życie rodzinne Grzesiaków stało mi się bliższe. W sumie nie ma dnia, w którym nie oglądam ich instastory. Jako polonistka to wszelkich wypowiedzi pisemnych (innych i swoich) podchodzę bardzo krytycznie. Zwracam uwagę na każdą literówkę, a jeśli przepuszczę coś u siebie, to wstyd mi jak cholera. Z tego też powodu byłam dość sceptycznie nastawiona na takie pisarstwo. W przeciwieństwie jednak do mamyginekolog (do której jakoś nie mogę się przekonać) Michalina błędów ortograficznych ani literówek raczej nie robi, więc stwierdziłam, że wydam te 25 zł w Biedrze i przekonam się jaka z niej pisarka. Ja, wielki krytyk literacki. Ha ha. 

Więc wzięłam... ciężka to lektura. I nie z tego powodu, że Michalina pisać nie umie, że ktoś to słabo poprawił. Tylko... to po prostu jest życie. I siedzę, i czytam. I na zmianę śmieję się, i ryczę. Historia bardzo podobna do naszej. W naszej tylko wciąż brakuje tego jednego elementu scalającego rodzinę. Tej iskierki szczęścia, która będzie dopełnieniem wszystkiego. Michalina dała mi nadzieję. Że może jednak z nami nie jest tak źle. Że ludzie są tak samo popieprzeni jak my. Kochają się i nienawidzą za chwilę. Kłócą się i godzą. To pomaga uwierzyć, że są szczęśliwe zakończenia. Że można się kochać po prostu. Żyć ze sobą i obok siebie. Być dla siebie wsparciem w trudnych chwilach. Opieprzyć się, jeśli trzeba. Że to wszystko jest NORMALNE. 

Dzisiejszy świat sprzedaje nam same ideały. Kobiety ze sztucznymi cyckami, sztucznymi tyłkami, ustami i doczepianymi włosami. I sama w pewnym momencie w to uwierzyłam. Że wszyscy są piękni, szczęśliwi, wspaniali dla siebie i idealni. 

Może są. W Internecie. A poza nim? Poza nim są strasznie nieszczęśliwymi ludźmi. Bo cały czas muszą udawać.

Chciałam tak żyć. Myślałam, że wtedy będę w czymś lepsza. Że jeśli stanę się wreszcie fit i będę miała wypasiony biust, to będę warta coś więcej. I chyba coś się w tej głowie zmienia. I chyba Michalina ma w tym swój udział. I to jest piękne. Patrzeć na ich miłość. Na przekomarzanie się i denerwowanie. Na pokonywanie codziennych przeciwności losu. I, że ta Michalina szła z tym wózkiem zepsutym i Krystyną na rękach i płakała, że nie da rady. I dała.

I tak trzeba chyba robić.
Zwyczajnie dawać radę. Stawiać czoła codziennym problemom. Nie chować głowy w piasek. Jeśli będziemy patrzeć ponuro na świat, to ten świat będzie dla nas ponury. Jeśli spróbujemy spojrzeć optymistycznie, to zaświeci dla nas słońce.

Wierzę w to bardzo głęboko. To zaczęło działać w moim życiu. Udało się zmienić trochę rzeczy ostatnio. Będę miała więcej czasu. Dla siebie. Dla magisterki. Dla ukochanego faceta. Żeby po prostu usiąść i poczytać. Żeby mieć czas na te małe przyjemności. I tak jak dzisiaj - wsiąść rano i zrobić cardio. I nie czuć się po tym jak zombie. 

Chyba nie bardzo wyszła mi ta opowieść o Krystyno, nie denerwuj matki. To trzeba po prostu przeczytać. I wierzę, że daje pozytywnego, energetycznego kopa. 



Komentarze