Czas iść przed siebie

Pierwszy dzień w pracy okupiony bólem brzucha. Nie spodziewałam się, że to będzie aż tak stresująca praca.

Postanowiłam w tym roku zainwestować w siebie. Zmienić swoje przyzwyczajenia. Z tego też powodu Mikołaj przyniósł mi pod choinkę bardzo ciekawą książkę Doroty Gromnickiej Asertywność w praktyce. Wszystko po to, by przestać przejmować się opinią innych i zacząć korzystać z życia. Czytanie jeszcze nieskończone, ale myślę, że będę wracać do tej lektury.



Marzenia o dziecku przesłaniają mój świat. Najpierw były plany, aby dziecko rodziło się we "właściwym" miesiącu. Czyli: maju, czerwcu, lipcu, sierpniu, wrześniu lub grudniu. Tak, tak - większych głupot już dawno nie czytałyście - nie planuje się miesiąca narodzin. Jednak miało być tak idealnie.

Okazuje się, że idealne scenariusze nie istnieją i los zakpił sobie ze mnie. Kolejne terminy to październik i listopad - niby te złe. W tej chwili już wszystko jedno. Byle było. Tak myślę, że życie wszystko weryfikuje z prędkością światła.
Nie zdążymy o czymś pomyśleć, a ono za nas decyduje. I tak jest właśnie w tym przypadku. Dzisiaj dowiedziałam się, że moje wyniki TSH nie są dobre. Jeszcze niekonsultowane z lekarzem, ale łatwo nie będzie. I smutno, i przykro. Może przynajmniej jest to wyjaśnienie dlaczego do tej pory się nie udało...

Mam nadzieję, że kolejne posty będą miały w sobie więcej optymizmu.




Komentarze

  1. My planowaliśmy, nadal mamy nadzieję,że urodzi się w pierwszej połowie roku :) Ale my planujemy a los się z nas śmieje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Madziu, zaciskam kciuki za optymizm :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz